środa, 31 sierpnia 2011

Ciasto podwójnie pomarańczowe (Double orange cake)


Pewnie się zastanawiacie dlaczego podwójnie, otóż dlatego, że na wierzchu znajduje się lukier na bazie soku pomarańczowego, który również znajduje się w składnikach ciasta. Miałam pewne wątpliwość odnośnie tego przepisu, ale po pierwszym kęsie rozeszły się natychmiast. Przygotowanie jest proste, ciasto piecze się krótko, a rezultaty zaskakują. Jest miękkie jak biszkopt i delikatne w smaku, nie czuć za mocno cytrusów, ponadto jest wilgotne i spływający z niego lukier doskonale komponuje się z całością. Polecam gorąco! :)



Double orange cake
przepis pochodzi z

Składniki:

175 g miękkiego masła

175 g mąki


1,5 łyżeczki proszku do pieczenia


175g cukru


3 jaja


sok i skórka otarta z jednej dużej pomarańczy


Lukier:

2 łyżki marmolady morelowej lub brzoskwiniowej

100 g cukru pudru

sok i skórka otarta z połówki pomarańczy


Przygotowanie:(przyda się okrągła forma o śr. 20cm)

1.Masło utrzyj z cukrem za pomocą
miksera, dodaj jajka, sok i skórkę z pomarańczy, na końcu mąkę całą za jednym razem. Ucieraj aż masa będzie gładka. po czym przełóż ją do wysmarowanej masłem i wyłożonej papierem do pieczenia formy i piecz w rozgrzanym do 180 stopni piekarniku przez ok. 30 min.

2. Gdy gotowe ciasto ostygnie, posmaruj je lekko podgrzaną marmoladą, i polej lukrem zrobionym z cukru pudru, soku i skórki pomarańczowej.

Smacznego

xxx

sobota, 20 sierpnia 2011

Cytrynowa tarta z bezą (Lemon meringue tart)



Kolejna tarta na moim blogu, tym razem bardzo lekka, można bez większego problemu wsunąć więcej niż jeden kawałek. Ważne jest też to, że piekłam ją już dwukrotnie, co oznacza, że naprawdę nam smakuje, szczególnie mojej mamie :) Najfajniejsze jest połączenie kwaskowego cytrynowego nadzienia ze słodką bezą i cieniutkim spodzie. Lekki kawałek ciasta na widelczyku w ustach zamienia się w niebo, beza i nadzienie się rozpuszczają i dla kontrastu chrupie lekko słodki spód. Mam nadzieje, że nie przesadziłam z opisem, to wszystko przez to, że ta tarta jest obłędna!


Lemon meringue tart

przepis pochodzi z

Składniki:

Spód:

175 g mąki

75 g zimnego masła pokrojonego w kostkę

15 g cukru pudru

1 żółtko

łyżka lub dwie zimnej wody

Nadzienie:

300 ml wody

40 g mąki kukurydzianej

skórka otarta z dwóch cytryn i wyciśnięty z nich sok

75 g cukru

2 żółtka

Beza:

3 białka

szczypta soli

120 g drobnego cukru


Sposób przygotowania:
1. Spód: masło i mąkę zmieszaj tworząc kruszonkę (można użyć robota kuchennego), dodaj cukier. Utwórz wgłębienie w masie i wbij żółtko oraz wlej wodę. Szybko zagnieć ciasto kruche, składniki powinny bez większych problemów stworzyć jedną całość. Schłódź w lodówce przez 30 min.

2. Nadzienie: wodę zagotuj w rondelku. Skórkę i sok z cytryn zmieszaj z mąką kukurydzianą, tak aby nie było grudek. Do wrzącej wody wlej mieszaninę soku i mąki, energicznie mieszaj, zmniejsz ogień i pogotuj chwilę cytrynowy "kisiel" (nazywany lemon curd)- uwaga, żeby się nie przypalił. Odstaw na bok, aby ostygł trochę. Żółtka ubij z cukrem na puszysty kogel-mogiel, dodaj trochę kisielu, po to żeby zahartować żółtka i ubij chwilę, po czym dodaj resztę cytrynowego kremu i dokładnie zmieszaj mikserem.

3. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni. Formę na tartę o średnicy 25 cm wysmaruj masłem i lekko oprósz mąką. Ciasto z lodówki rozwałkuj na stolnicy, może się rozrywać, ja wałkowałam na mniejsze kawałki i wylepiałam nim formę, przecież i tak napełni się ją kremem więc nic nie będzie widać :) Gotowe piecz wyłożone papierem do pieczenia i przyciśnięte np. fasolą przez ok 20 min.

4. Ciasto wyjmij z piekarnika, niech chwile ostygnie, w tym czasie ubij białka. Najpierw na średnich obrotach ubij białka z solą, aż powstanie lekka piana, po czym możesz dalej ubijając dodawać porcje cukru. Beza będzie gotowa gdy zobaczysz, że jest lśniąca i będzie tworzyć sztywne zawijasy na czubku ubijaczki.

5. Na upieczony spód wlej nadzienie cytrynowe, wyrównaj szpatułką. Na środek tarty wyłóż bezę i lekkimi ruchami rozłóż ją równomiernie na całej tarcie tworzą ozdobne pagórki. Piecz w 150 stopniach przez 30-40min, beza lekko urośnie zrobi się złota, ale po ostygnięciu opadnie, co jest normalne.

Smacznego

xxx








środa, 17 sierpnia 2011

Breadsticks


Dziś coś na słono, chrupiące paluszki z ciasta drożdżowego, doskonałe na imprezę w formie przegryzki. Nadajemy im smak posypując ulubionymi ziołami, lub przyprawami, a w celu urozmaicenia podajemy z dipami.

Breadsticks:
przepis pochodzi z

Składniki:

450 g mąki

saszetka suszonych drożdży 1x7g

250-275 ml wody

1,5 łyżeczki soli

2 łyżki oliwy

ulubione zioła, przyprawy
Przygotowanie:

1. w misce wymieszać mąkę, sól i drożdże. Wlać wodę i uformować ciasto.

2. masę przełożyć na stolnicę i wyrabiać ciasto ok 10 min, aż będzie miękkie i plastyczne. Nie należy podsypywać mąką.

3. uformować 12 paluchów po 60g o długości ok 25cm. Przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na 30min.

4. po czasie posmarować wyrośnięte ciasto oliwą i posypać paluszki wybranymi dodatkami. Pieczemy je 20 min w rozgrzanym do 200 stopni C piekarniku.

Smacznego

xxx


poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Migdałowa tarta czekoladowa




Mój pierwszy, prawdziwy wpis na nowym blogu :))) Dodatkowo urodzinowy. Wczoraj miałam swoje święto, które przysługuje, każdemu raz do roku. Z tej okazji wyprawiłam małe przyjęcie, dla najbliższych przyjaciół, których serdecznie pozdrawiam! Nie było klasycznego tortu urodzinowego, ale ta oto tarta. Naprawdę mocno czekoladowa i sycąca, ale nie za słodka. Wszystkim bardzo smakowała, i co niektórzy powiedzieli, że nie jedli nic równie pysznego od bardzo, bardzo dawna. Tarta wygląda niepozornie, ale zaskakuje smakiem i połączeniem miękkiego, rozpływającego się w ustach nadzienie z kruchym spodem. Jest prosta w wykonaniu, ale potrzebne są mielone migdały, które nie wszędzie można dostać. Naprawdę przepis jest godny polecenia, szczególnie dla osób kochających czekoladę- to pewne.

Migdałowa tarta czekoladowa:
przepis pochodzi z

Składniki
:

spód:

180 g mąki
110 g schłodzonego pokrojonego w kostkę masła
35 g cukru
1 żółtko
1 łyżka zimnej wody, aby połączyć składniki

nadzienie:

125 g posiekanej czekolady gorzkiej (lub pół na pół z mleczną)
125 g miękkiego masła
90 g drobnego cukru
4 duże jajka, oddzielnie białka od żółtek
125 g mielonych migdałów
2-3 kropli aromatu migdałowego
szczypta soli
2 duże dojrzałe gruszki

*potrzebna będzie forma do tarty o średnicy 23cm (ja wzięłam 25cm) z wyjmowanym dnem.
** 8 porcji, a może być nawet 9 mniejszych

Przygotowanie:

Spód:

Na stolnicy, lub w misce, połącz mąkę z masłem, ja robiłam to palcami, aż masa przypominała kruszonkę. Dodaj cukier, przemieszaj. Dodaj żółtko, wodę i zagnieć ciasto aż stworzy jedną całość, schłodź w lodówce ok 30 min zawinięte w folię. Po czasie rozwałkuj spód i wyłóż nim formę, dociśnij ciasto do brzegów nadmiar oddziel, po czym formę ponownie włóż do lodówki, poczeka tam do momentu pieczenia z nadzieniem.

Nadzienie:

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.

Czekoladę stop w kąpieli wodnej. Masło utrzyj z cukrem na puszysty krem, po czym nadal ucieraj dodając po jednym żółtku. Dodaj ostudzoną, stopioną czekoladę i przemieszaj mikserem. Używając łyżki, lub szpatułki wmieszaj mielone migdały do masy czekoladowej. Ubij białka ze szczyptą soli i wmieszaj je delikatnie do masy migdałowej. Na schłodzony kruchy spód przełóż masę i wyrównaj. Obrane gruszki przekrój na pół, wydrąż gniazdo nasienne i pokrój połówki w paski. Rozłóż na nadzieniu tak, aby tworzyły cały owoc. Piecz 20-30 minut, bądź do czasu, aż włożony w środek ciasta patyczek wyjdzie suchy. Można podawać z creme fraiche, bądź lodami.

Smacznego :)

xxx













niedziela, 7 sierpnia 2011

Ciasto z jabłkami

Post skopiowany ze starego bloga

Witam wszystkich po dłuższej przerwie:) Niestety tak wyszło i już się nie będę nad tym rozwodzić, bo nie ma co.

Może spóźnione, ale najlepsze i najszczersze życzenia Wesołych Świąt przesyłam wszystkim czytelniczkom i czytelnikom (jeśli tacy panowie są obecni).

Kontynuując chciałabym powiedzieć, że w tym roku nie miałam specjalnej weny twórczej jeśli chodzi o kulinarne popisy. Z tego co widziałam to wszystkie blogi są wypełnione, aż po brzegi przepisami na wielkanocne łakocie. Muszę przyznać, że u nas w domu nigdy nie było specjalnie komu piec ciast, stąd nie mamy tradycji takich jak inne rodziny. Być może z tego wynika mój kompletny brak pomysłu i zobojętnienie. Tak czy siak o porannej porze zdecydowałam, że jednak coś słodkiego się przyda i tak powstało najprostsze ciasto z jabłkami, a inspirację zaczerpnęłam z blogu Smitten Kitchen.


Ciasto jest bardzo łatwe i szybkie w przygotowaniu, a dowodem na to jest samo to, że go zrobiłam w świątecznym rozgardiaszu. Nie ma w nim masła, tylko olej więc jest zdrowiej, poza tym jabłka i cynamon, czyli połączenie doskonałe. Myślę, że można by zamienić mąkę zwykłą na tą z pełnego przemiału i dodać orzechy włoskie, migdały lub inne. W originale forma miała komin i była dużo wyższa, ja tak owej nie posiadam więc użyłam zwykłej okrągłej 23cm. Ciasto wyrasta naprawdę wysokie, ale nie wypływa z formy. Z góry uprzedzam piecze się strasznie długo, albo mi się tak wydawało bo się nie mogłam doczekać:) A tak serio to piekło się w sumie prawie 2 h i to z ciągłym przykrywaniem i odkrywaniem folii aluminiowej, która chroniła wierzch przed przypaleniem. Gdy boki były już gotowe to sam środeczek był całkiem surowy, było to strasznie denerwujące, ale muszę powiedzieć, że się opłaciło. Ciasto jest bardzo wilgotne i aromatyczne, przypomina dużą muffinkę, ale jest lepsze. Obok szarlotki to chyba najsmaczniejsze ciasto z jabłkami jakie jadłam. Gorąco polecam!

Ciasto z jabłkami

Zanim podam przepis jedna uwaga, zrobiłam ciasto z 1 + 1/3 porcji, gdyż było go za mało na całą formę.

Składniki:

Ciasto:

2 3/4 szkl mąki

2 szkl cukru (dałam jedną i wystarczyło)

łyżka proszku do pieczenia

szczypta soli

1 szkl oleju rzepakowego

1/4 szkl soku pomarańczowego

4 jaja

2 łyżeczki esencji waniliowej

Nadzienie:

6 jabłek (najlepiej takich miękkich, które za długo leżały w koszyku i nie są juz apetyczne, będą idealne)

łyżka cynamonu

4 łyżki cukru

Przygotowanie:

1. Włącz piekarnik na 1800C .Jabłka obierz i pokrój na kawałki nie za małe, dodaj cynamon i cukier wymieszaj, odstaw miskę na bok.

2. Suche składniki wymieszaj w misce, oddzielnie połącz jajka, olej i sok wymieszaj i wlej do miski z suchymi składnikami, szybko połącz.

3. Połowę masy wylej na dno formy wysmarowanej masłem i wysypaniej mąką, lub kaszą manną, na ciasto rozłóż równomiernie połowę jabłek. Wylej resztę ciasta i rozprowadź na nim pozostałe jabłka. Wstaw do piekarnika i piecz ok 2 h, będzie gotowe jak patyczek włożony w środek wyjdzie suchy.



Tort z czekoladowym musem

Był straszny upał jak robiłam ten tort, biszkoptowy spód przygotowałam dzień wcześniej więc w dniu podania został mi tylko krem, albo, aż krem. W przepisie nie był określony dokładny czas schładzania spodu z musem, więc myślałam, że po godzinie wszystko będzie ok, a nie było. Po ozdobieniu śmietanką krem zaczą wypływać! Ale szybko wstawiłam do lodówki na cały dzień, krem zatrzymał się stężał i stał się rozpływającym w ustach puszystym czekoladwym musem. Sytuacja została uratowana, ale w pierwszej chwili byłam załamana, że tyle pracy poszło na nic. Jeśli mam jeszcze dać jakąś radę to biszkopt można by podzielić na 3 części zamiast na 2 (mimo, że tak jest w przepisie). Muszę koniecznie wspomnieć, że wszyscy którzy go jedli byli zachwyceni. Kupne torty są często ciężkie, tłuste na maślanym kremie z całym mnóstwem chemii, a ten jest dokładnym przeciwieństwem. Naprawdę polecam:)

Tort z czekoladowym musem

Przepis z książki "100 cakes and bakes"

*Okrągła forma o śr. 23cm wyłożona papierem do pieczenia

Ciasto:

25 g masła

6 dużych jajek

175 g drobnego cukru (dałam zwykły)

100 g mąki pszennej

łyżeczka proszku do pieczenia

25 g kakao

2 płaskie łyżki mąki kukurydzianej

Krem:

175 g gorzkiej czekolady ( dałam pół na pół z mleczną)

1 łyżeczka żelatyny w proszku

2 jajka oddzielnie białka i żółtka

300 ml śmietanki kremówki

Do dekoracji:

150 ml śmietanki kremówki

czekolada do starcia na wierzch

Przygotowanie:

1.Ciasto: Rozgrzej piekarnik do 1800C. Jajka całe ubij z cukrem na puszystą pianę. Do miski przesiej suche składniki, a masło stop delikatnie w garnuszku. Gdy jajka się ubiją wsyp ostrożnie połowę suchych składników przemieszaj łopatką i wlej ostudzone pół porcji masła i ponownie przemieszaj. Na koniec dodaj resztę mieszanki mąk, stopione masło i ponownie wmieszaj je w masę jajeczną, tak aby piana nie opadła. Zwróć uwagę czy kakao nie osiadło na dnie miski, wszystkie składniki powinny się połączyć. Piecz 35-40 min, ciasto musi być ostygnąć zupełnie, przed nałożeniem kremu.

2. Krem: czekoladę stop w kąpieli wodnej, po ostudzeniu wmieszaj do niej żółtka. Żelatynę namocz w łyżce zimnej wody. Śmietankę ubij na sztywno i powoli wmieszaj do stopionej czekolady porcjami. Dodaj żelatynę wymieszaj, a na koniec ubij białka i również dodaj do masy czekoladowej. Ciasto przetnij poziomo na pół (albo na 3 części). Do formy, w której ciasto się piekło włóż spód, na niego nałóż krem i przykryj wierzchem. Zakryj formę folia i wstaw do lodówki na co najmniej 4 godziny, a najlepiej na na całą noc.

3. Gdy krem już stężeje możesz nożem oddzielić ciasto od brzegu formy i delikatnie wyjąć go z obręczy. Na koniec zostaje tylko przystrojenie go ubitą kremówką i czekoladą, albo tym co Ci podpowiada fantazja ;)

Smacznego

xxx


* Post skopiowany ze starego bloga

środa, 3 sierpnia 2011

Zapraszam



Witam
na moim nowym blogu, po tym samym tytułem, co poprzedni www.jedynapasja.blox.pl. Proszę o wyrozumiałość, strona jest jeszcze w trakcie przeróbek.

Moja podróż - mój Kraków

Chciałabym was spytać, co sądzicie o Krakowie? Pytanie nie związane z tematyką bloga, ale poczekajcie chwilkę, a może zrobi się troszkę ciekawiej.

Każdy może mieć różne wspomnienia i uczucia związane z tym miastem, niektórzy z was mogli tam w ogóle nie być, inny byli wiele lat temu razem z rodzicami, bądź z wycieczką, a jeszcze inni odwiedzili Kraków na własną rękę, czyli tak jak ja to zrobiłam. Wiecie co? Ostatnie rozwiązanie jest najlepsze.

Cudownym uczuciem jestem opanowana, gdy spaceruję po wąskich uliczkach Krakowskiego rynku ( i nie tylko), na których praktycznie co krok spotyka się zabytek wart zapamiętania. Jestem tu po raz pierwszy w życiu i zakochałam się…w Krakowie oczywiście ;) Muszę zaznaczyć, że nie lubię miast, odchorowuję każdą podróż do Poznania, a w czasie roku akademickiego odczuwam, nie przesadzam, wstręt do tego miasta. W czasie 8 godzinnej podróży pociągiem do Krakowa nie nastawiałam się na nic, ani na to, że mi się spodoba, ani na to, że będę rozczarowana, i koniec końców, to było najlepsze podejście. Zacznę od początku.

Liczy się pierwsze wrażenie, tak się ogólnie powiada, toteż wysiadłszy z pociągu byłam wręcz (lekko mówiąc) zaskoczona wyglądem peronu. Pozytywnie. Trafiłam na całkowicie wyremontowany peron z nową, dwujęzyczną tablicą informującą o odjazdach i przyjazdach pociągów. Wszystko było nowe, nawierzchnia, tory, zadaszenie, a co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej z mojego perony numer 15, schodami zostałam doprowadzona do Galerii Krakowskiej. Tam też wyszłam, gdyż z galerii miałam blisko na nocleg. Kolejną rzeczą do której się muszę przyznać, jest to że nie cierpię centrów handlowych, hipermarketów itp. z wielu powodów, ale nie jest to istotne w tym momencie. Gdy znalazłam się wreszcie na piętrze galerii zaskoczył mnie jej ogrom, światła i ogólnie rzecz biorąc wszystko. Muszę zaznaczyć, że to nie tylko ja odniosłam takie wrażenie, jakbym nagle znalazła się w innym kraju. Standard tej galerii jest znacznie wyższy niż np. Starego Browaru poznańskiego, podsumowując widać, że ktoś się przyłożył. Było wiele rzeczy które zwróciły moją uwagę i zaskoczyły mnie m. In ilość cudzoziemców, ale o dziwo nie ma zatrważającej ilości ciemnoskórych, a słyszałam, że ponoć jest ich dużo(nie żeby było w tym coś złego). W końcu udało nam się opuścić galerię właściwym wyjściem. Ukazał mi się Kraków, który jest wg mnie jednym wielkim zabytkiem i od razu nasunęło mi się porównanie go z Paryżem, w którym byłam rok temu. Taki nasz polski Paryż, a nawet więcej. Zaraz po zostawieniu bagażu wyszłyśmy na miasto, a był już wieczór. Szłam wąskimi romantycznymi uliczkami, łagodne światła otul- lały kościoły i kamienice, czułam się wspaniale, i żałuje że zdjęcia nie potrafią pokazać tego, co widzi ludzkie oko. Pogoda tego wieczoru, jak przez następne dni nie rozpieszczała, było pochmurno i czasami lekko mżyło, ale na całe szczęście było bardzo ciepło. Mimo to otaczający mnie świat był magiczny, wprost wtopiłam się w klimat tego miejsca i było mi wspaniale. Wawel, jakby tu o nim nie wspomnieć, ogromnie mnie zaskoczył swoją wielkością i dostojnością, Grobowce polskich Królów poruszyły mnie, niesamowite jest, to że stoi się koło szczątków ludzi, którzy dosłownie stworzyli państwo polskie, no może niektórzy nie zasłyneli niczym szczególnym, ale mimo to mieli wpływ na historię naszego państwa. Tyle się o nich czytało w szkole, co prawda nie za dużo pamiętam, ale jednak uczucie naprawdę niezwykłe gdy spogląda się na ich trumny. Kraków jest bardzo wdzięczy do zwiedzania, praktycznie wszystko, co najciekawsze położone jest wokół Starego Rynku, a pokonywanie odległości między poszczególnymi zabytkami jest przyjemnością.

Co mi się w Krakowie naprawdę (oprócz oczywistych głównych atrakcji) podoba to ogromna ilość antykwariatów, kocham książki, a tam za małe pieniądze można się było obłowić, zresztą same przeglądanie okładek to niezła frajda.

Nie muszę chyba informować o wręcz niemożliwie ogromnej sieci gastronomicznej Krakowa, jest pełno cafe barów, restauracji, lodziarni, ciastkarni i tak by można wymieniać jeszcze bardzo długo. Na każdym rogu stoją budki, w których uśmiechnięte (trochę z przymusem) panie sprzedają obwarzanki, można wybrać tak owe z serem, makiem lub sezamem, pikantne lub łagodne.Są bardzo dobre i spore, naprawdę można się nimi najeść. Kosztują 1,5 zł za sztukę, ale najtańsze są na dworcu po 1,2 zł.

Jeśli jest ktoś zainteresowany cenami jakie są w Krakowie to muszę powiedzieć, że w sklepach jest tak samo, ale jeśli chce się zjeść na mieście coś regionalnego, bądź skosztować odrobiny luksusu to obiad, danie główne, kosztuje od 25 zł wzwyż.

Muszę o tym napisać, bo jest to jak dla mnie, może lekko walniętej na punkcie jedzenia osoby, świetna sprawa. Otóż dzięki podpowiedzi mamy mojej przyjaciółki, skierowałyśmy się na Rynek Kleparski, w celach zakupowych oczywiście. Na mapie Krakowa powinien być opisany. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu czekał na mnie targ pełen kolorów, zapachów i różnych niezwykłości. Pierwsze co się rzuciło w oczy to warzywa i owoce, wręcz stosy, i muszę przyznać, że ceny wydawały mi się niższe niż w Poznaniu. Oprócz tego zaskoczyły mnie góralki z nabiałami, jajkami i kurczakami świeżo oskubanymi, kiedy stanęłam jak wryta i patrzyłam, ze zdziwieniem co sprzedają, zaraz jedna do mnie zagadnęła czego sobie życzę i zaczęła podawać mi na próbę różne rodzaje sera, owcze, kozie, krowie, smażone, wędzone trudno spamiętać nazwy. Jako, że nie miałam ogromną ochotę na twarożek wzięłam na próbę, Za całkiem spory woreczek no powiedzmy 400 gram zapłaciłam 5 zl, nie wiem czy to przez magię tego miejsca, czy przez to, że byłam głodna jak wilk, ale zjedzony na śniadanie ser był przepyszny, nigdy nie jadłam tak dobrego.


Co więcej, kupiłam również pomidory, które były bardzo dojrzałe pachniały i smakowały niezwykle, odkąd zaczął się sezon nie jadłam tak dobrych. Jak to jest, że nawet pieczywo mają lepsze. Na rynku stały małe budki z przeróżnymi wypiekami, w tym chleb na prawdziwym zakwasie, nie wyglądał jak z obrazka, ale to tylko oznacza, że był naturalnie przygotowany. Kolejne magiczne miejsce Krakowa, niby zwykły ryneczek, a jednak pozostawia wspomnienia barw, smaków i zapachów.



Muszę przyznać, że zasmuca mnie fakt, iż kuchnia polska jest tak słabo promowana w Krakowie. Ktoś może się ze mną nie zgodzić, fakt są takie restauracje jak Chłopskie Jadło, Piwnica pod Baranami, ale jest ich mało w stosunku do kebabowi i knajp „wszystko w jednym” czyli kuchnia włoska z dodatkami kuchni tureckiej, francuskiej itd. Muszę przyznać, że jeśli chce się zjeść dobrze i w rozsądnej cenie, a zarazem po polsku, to polecam bary mleczne. Naprawdę porcje są spore, wszystko jest świeże i pachnące. Bar mleczny w którym byłam znajduje się na ul. Grockiej zaraz przy rynku. Panował tam spory tłok, ale jedzenie zaskoczyło mnie smakiem prawdziwego domowego obiadu. Za obiadek ze zdjęcia zapłaciłam 15,45 zł. Takich miejsc w Krakowie jest parę, ale trzeba cierpliwie poszukać, mogę jeszcze zasugerować bar mleczny przy Uniwersytecie Jagiellońskim, nie byłam, ale słyszałam, że wszystko jest pyszne. Są jeszcze pierogarnie, nie wiem niestety jak tam z jakością dań, ale można zaryzykować.


Jeśli ma się ochotę na deser w Krakowie, to jednym problemem będzie wybór miejsca, gdyż kawiarni, lodziarni i ciastkarni jest tam więcej niż restauracji. Przyjrzałam się bliżej „Pijalni czekolady E.Wedel”, niestety nie mogłam zrobić w środku zdjęć. Wystrój jest przesycony czekoladą, zresztą tak samo jak menu, co wydaje się być logiczne. Wybór jest spory, a ceny na cóż wysokie, ale jeśli chce się skosztować czegoś słodkiego i tańszego proponuję żółtą budkę z lodami w kamienicy na ul. Grockiej bliżej rynku.



Teraz napiszę jeszcze o dzielnicy Krakowa, którą naprawdę warto zwiedzić – Kazimierz, dawna dzielnica żydowska. Jest to miejsce bardzo klimatyczne, nie ma tam przepychu, jest sporo małych knajpek proponujących kuchnię żydowską, ponad to podawane tam są sławne zapiekanki koszt ok. 6 zł z różnymi dodatkami, cieszą się wielką popularnością. Warto jest chociaż raz przejść się po Krakowie nocą, po Starym Rynku jak i po Kaziemierzu, są to niezapomniane przeżycia.



Jeszcze długo będę wspominać moją wyprawę, naładowałam się optymizmem tego miast na dłuższy czas. Miło mi, że mogłam się z wami podzielić moim przeżyciami, i zarazem pokazać Kraków pod kątem trochę bardziej smakowym.